28 sierpnia 2015

O książce Judith Schalansky

Wczorajsze spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki Niemieckiej było jednym z najciekawszych i najbardziej inspirujących. Wciąż pojawiały się nowe wątki dyskusji, skojarzenia, pomysły, wrażenia. Wciąż nie mogliśmy się nachwalić książki Judith Schalansky „Atlas wysp odległych” i nie znaleźliśmy w niej ani jednej wady (a jesteśmy w tym dobrzy).

Jako reminiscencję ze spotkania, ale i zachętę do lektury książki prezentuję dziś gościnnie tekst moderatora klubu, Damiana Wesołka.


Nieostre brzegi


Judith Schalansky, „Atlas wysp odległych. Pięćdziesiąt wysp, na których nigdy nie byłam i nigdy nie będę”,
tłum. T. Ososiński, Wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2013.

Wyspa Zwodnicza*

Już samo występujące w tytule słowo „atlas” okazuje się zwodnicze. Czy bowiem atlas geograficzny, z którym stykamy się wszyscy co najmniej od podstawówki, zdobyłby tytuł Najpiękniejszej Niemieckiej Książki 2012? „Gdyby świat nie był jeszcze całkowicie znany, pewnie zostałabym odkrywcą i podróżowałabym do najodleglejszych miejsc. Ale w tej sytuacji pozostaje mi zostać w domu i pisać – mówi niemiecka autorka w wywiadzie dla dwutygodnik.com. – Realność jest przeceniona. Uśmiecham się, kiedy widzę mój atlas z tym podtytułem w działach podróżniczych, obok przewodników i wspomnień odkrywców, obieżyświatów i wspinaczy”.

Wyspa Atłasowa

Format książki rzeczywiście usypia czujność czytelnika. Skoro nie jest to atlas poświadczony przez towarzystwa geograficzne, to czym wytłumaczyć obecność na jego kartach wysp dobrze znanych nawigatorom statków oceanicznych? Gdzie wytyczyć granicę pomiędzy rzeczywistością a zmyśleniem? Czy opisy „wysp prawdziwych” nie są dużej mierze zmyślone, a opisy „wysp fantastycznych” nie czerpią czasami z rzeczywiście odbytych zamorskich podróży? Nadmiernie szafujemy słowem „rzeczywistość”, które dla Judith Schalansky jest tym dla rozumu, czym atłasowa pościel dla zmęczonego ciała – usypia czujność i pozwala myśleniu zapaść w letarg. Takie są również mapy i ich obietnica wiernego przedstawiania świata. „Mapy są abstrakcyjne i zarazem konkretne – przy całym swoim obiektywizmie wcale nie oferują odbicia rzeczywistości, lecz jedynie jej śmiałą interpretację” (s. 4).

Piticairn

Wyspy skrywają tajemnice. I każdy opis dołączony do map kolejnych wysp zdaje się te tajemnice mnożyć. I tak np. o wyspie Pitcairn dowiadujemy się jedynie o buncie marynarzy i ekranizacji tejże historii przez Hollywood. Tekst kończy się zdaniami: „To koniec najdroższego filmu wszechczasów. Ale nie koniec historii” (s. 102). Autorka umiejętnie podsyca ciekawość, ale nie zamierza jej zaspokajać. Powinniśmy, jeśli tylko będziemy chcieli, szukać dalej na własną rękę (podpowiedź: tragiczną teraźniejszość wyspy opisał Maciej Wasilewski w „Jutro przypłynie królowa”, Czarne 2013). Autorka pozostawiając czytelnika z zamierzonym ubóstwem informacji, zdaje się pragnąć stwarzać czytelnika-odkrywcę, prowadzić go na szlaki dawnych odkrywców. „Zapewniam ci poszlaki. Sam postaraj się odnaleźć wyspę, bez gwarancji, że ją kiedykolwiek odkryjesz” – zdaje się mówić Schalansky.

Wyspa Samotności

Wyspy bywają również więzieniem. „Największą karą dla każdego przestępcy jest wygnanie na rajską wyspę. Z tego piekła już się nie wraca” (s. 86). Autorka „Atlasu” łamie potoczne wyobrażenie o odizolowanych wyspach jako oazach spokoju. Dużo u niej opisów konfliktów i sporów. Nie tylko ludzie rywalizują ze sobą o te małe, zamknięte światy – Wyspa Bożego Narodzenia opisana jest z perspektywy zwierzęcej, przez co staje się sceną nieustającej, cyklicznej zagłady małych krabów przez szwadrony żółtych mrówek. Wrażenie grozy potęguje wyspiarska izolacja. „Te cząstki lądu na morzach są jak naturalne królestwa, małe kontynenty, światy w miniaturze. Jeśli masz wyspę, masz cały świat” (dwutygodnik.com). Spory o wyspy są walkami o świat.

Possession

Największą zaletą książki Schalansky nie jest wcale jej świetne wydanie, staranny dobór kolorów, czysty, przemyślany język opisów czy pomysł na nowy opis odległego nam świata. To, co stanowi prawdziwą wartość tej książki, pojawia się w trakcie lektury, kiedy to przestajemy już szukać granicy pomiędzy fantazją a ustalonymi faktami. Podział na beletrystykę i literaturę faktu nie ma w przypadku tej książki żadnego zastosowania. Być może te lądy istnieją, być może nie – to staje się z każdą stroną coraz mniej interesujące. Ważniejsze, że tak jak w animacjach o Bolku i Lolku podróżujących palcem po globusie, naszym głównym przewodnikiem staje się wyobraźnia. To dzięki niej możemy odkrywać nowe lądy i przeżywać krótkie przygody w odległych światach, tak samo jak robi to dziewczynka imieniem Judith, otoczona szczelnymi granicami NRD. Dziewczynka ta mówi: „Przyzwyczaiłam się już do podróży po mapie, do odkrywania dalekich krajów w salonie rodziców, do obcych nazw wymienianych półgłosem” (s. 7). I przemawia do nas piórem dorosłej kobiety, która wcale nie musiała odwiedzić tych wszystkich miejsc, by każde z nich dobrze poznać.

* śródtytuły to nazwy niektórych wysp ujętych w „Atlasie”

Damian Wesołek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz