29 października 2014

Od Sasa do Lasa, czyli subiektywny przegląd nowości w Bibliotece Niemieckiej


W zbiorach naszej biblioteki pojawiły się przeróżne nowości. Literatura bardziej i mniej poważna, a chwilami nawet rozrywkowa. Poniżej wybór polecanych nowości, które szczególnie zwróciły moją uwagę. Nie jest to zbiór usystematyzowany, wręcz przeciwnie - gdyby był wierszem, słowa dziwiłyby się swemu sąsiedztwu. Czyli można powiedzieć, że jest to wybór metaforyczny :)

#1 "Sehr geehrtes Facebook", czyli korespondencja niemiecka nie zawsze na poważnie

Pan Hans-Hermann Stolze (nazwisko nieprzypadkowe!) prowadzi obfitą korespondencję z firmami, urzędami, partiami politycznymi, uczelniami wyższymi. Jest nieco staroświecki, więc pisze wyłącznie na maszynie, a korespondencję wysyła pocztą. "Czy bez szkód dla mojej duszy mogę spożywać (sic!) produkty firmy D., skoro jej filozofia opiera się na niechrześcijańskich podstawach", pyta całkiem poważnie berlińskiego biskupa. "Czy możecie wstawić czcionkę @ do mojej starej maszyny do pisania, bym mógł prowadzić również korespondencję mailową?". "Mój wnuk chciałby dostać Smart-Föna* na urodziny, czy macie takie w swojej ofercie?" - czytamy w liście do Brauna, producenta AGD.
Listy pana Stolze to zabawne komentarze do zmieniającej się rzeczywistości. Książka może też służyć młodym adeptom germanistyki jako mniej standardowy podręcznik oficjalnej korespondencji niemieckiej. Bo pan Stolze zawsze pisze bardzo oficjalnie i z zachowaniem wszelkich form wymaganych jeszcze kilkanaście lat temu.
Łącząc wyrazy szacunku, polecam zupełnie poważnie.
PS. Pan Stolze zawsze dostaje odpowiedź. I to dopiero jest odlot.

*Fön, niem.: suszarka do włosów

#2 "Meine Schreibmaschine und ich", czyli pisarz o sobie


Pozostańmy jeszcze w temacie maszyn do pisania. Zasiadł do niej Thomas Glavinic, by opowiedzieć o tym, co lubi, co myśli i co myślą inni. Co lubi Thomas Glavinic? Lubi lato. Lubi ludzi, z którymi rozmowa nie jest stratą czasu. Lubi odwagę cywilną. Lubi Facebook. Nie lubi baraniny, co jestem w stanie zrozumieć. Jeśli lubicie książki Glavinica i jesteście go ciekawi, sięgnijcie po tę niewielką książeczkę. Nie będzie to strata czasu.

#3 "Arbeit und Struktur", czyli autobiograficznie, ale już nie na wesoło

Wolfgang Herrndorf, autor książki "Tschick", która jest trochę zwariowana i bardzo poważna, trochę o wakacjach i bardzo o dojrzewaniu, trochę zmyślona i bardzo prawdziwa, zmarł w sierpniu 2013 roku. Kiedy jego "Tschick" i "Sand" święciły triumfy, autor opisywał na blogu życie z rakiem mózgu. Zapiski ukazały się po jego śmierci jako "Arbeit und Struktur". Zaczynają się w szpitalu, na oddziale neuropsychiatrii. Nie wiem, czy chcę czytać tę książkę teraz, ale nie mogłam też o niej nie wspomnieć.

#4 "Wo die Angst ist", czyli kryminał o banalności zła

Debiut powieściowy scenarzystki filmowej, Dinah Marte Golch. Noyan Akay, maturzysta tureckiego pochodzenia, inicjator ruchu "Szkoła przeciw rasizmowi", zostaje brutalnie pobity. Podejrzenia prowadzącego śledztwo Sigiego Kamma padają na neonazistów, co potwierdzają zeznania świadka. Ale zło okazuje się naprawdę banalne i statystyczne. Splątana fabuła, Potsdam z zimowej perspektywy, ciekawi bohaterowie, między innymi współpracująca z Kammem psycholożka Alicia Behrens. Warto przeczytać.

#5 Die Wunderübung, czyli terapia inaczej

Daniel Glattauer, autor poczytnej książki pisanej mailem pt. "Gut gegen Nordwind", sięgnął po formę dramatyczną. Tematyka pozostała podobna - miłość i słowne pojedynki. Państwo Dorrek, zmęczeni wielką wojną małżeńską, udają się do terapeuty. Kiedy wszystkie metody zawodzą, terapeuta sięga po cudowne ćwiczenie - tytułowe Wunderübung. Świetna komedyjka na jesienny wieczór.

#6 "Nie wieder Fußball", czyli terapii ciąg dalszy

 I jeszcze w temacie terapii - tym razem autoterapii. W grupie samopomocy spotyka się czterech mężczyzn, którzy są zdecydowani: CHCĄ ZERWAĆ Z NAŁOGIEM!!! Od czego są uzależnieni, nie trzeba objaśniać. Propozycja bardzo aktualna.

#7 "Silber", czyli do krainy snu

Na koniec propozycja, na którą nie każdy spojrzy łaskawym okiem. Ale co tam! Czasem należy nam się łatwa, lekka i przyjemna książka z happy endem. Kolejna książka Kerstin Gier, autorki trylogii "Rubinrot - Saphirblau - Smaragdgrün" o dziewczynie, która podróżuje w czasie. Tym razem podróż będzie do krainy snu. Powie ktoś, że to popliteratura, nic wartościowego, budyniowa papka dla dziewcząt. Nic to. Myślę, że czasem każdy ma prawo zjeść budyń i być nieco infantylnym.