"Naprawdę miała na imię Philippine i urodziła się w 1940 roku w Solingen. Jej rodzice prowadzili hotel i kawiarnię, byli więc wiecznie zajęci. Pina musiała sama organizować sobie czas. Jednym z jej ulubionych zajęć było przesiadywanie pod stołem w kawiarni rodziców, skąd mogła obserwować czasem dramatyczne, czasem zwyczajnie śmieszne relacje między dorosłymi. Ten tajemniczy świat wywarł na niej niezatarte wrażenie" (Wojciech Klimczyk,
Wizjonerzy ciała. Panorama współczesnego tańca, Ha!art, 2010).
Być może właśnie tam można szukać źródeł spektaklu "Café Müller" Piny Bausch z 1978 r. Spektaklu, który trudno zamknąć w słowa, który ciągle wymyka się interpretacjom i który odwołuje się do najgłębszych pokładów emocji. Gdyby opisać to, co dzieje się na scenie, otrzymalibyśmy banalny zapis: ciemna, opuszczona, zagracona krzesłami i stołami kawiarnia. Do środka wchodzą ludzie z zamkniętymi oczami, poruszają się nienaturalnie, uderzają o ściany i meble. Jeden z aktorów desperacko próbuje uprzątnąć krzesła przed młodą kobietą miotającą się po wnętrzu kawiarni. W tle XVII-wieczna muzyka Henry'ego Purcella.
"Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Spektakl Piny Bausch rozgrywa się w sferze emocji, nadziei, lęku, nieświadomie jak we śnie, z którego budzimy się z przeświadczeniem, że dokonało się coś ważnego, ale nie umiemy odpowiedzieć na pytanie, co i dlaczego.
21 maja /czwartek/ zapraszamy na pokaz spektaklu Piny Bausch "Café Müller".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz